Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
i wyładować w bawełnianym kołchozie. Żadnej znajomej twarzy. Sami obcy, zadowoleni z siebie mężczyźni. I ten blondasek, podporucznik, który zerka na nią przymrużonym okiem. Może on mógłby coś pomóc? Tylko nie trudno się domyślić, czego by w zamian zażądał. Przypomina się stary wierszyk: "Ewy, jesteście bez winy, jeno mężczyźni same skurwysyny!" Bieda z biedą w parze idą, chciało się płakać. "Jeśli mnie zaczepi, zgodzę się zostać jego kochanką, byleby ujrzeć zielone brzegi Persji. Nieprawdopodobnie to brzmi. Zielone brzegi Persji".
- Zmartwienia? - zagadnął przechylając się w jej stronę od sąsiedniego stolika.
- Ciekaw pan moich zmartwień?
- Bardzo. Można się przysiąść?
- Pan wybaczy. Spodziewam się
i wyładować w bawełnianym kołchozie. Żadnej znajomej twarzy. Sami obcy, zadowoleni z siebie mężczyźni. I ten blondasek, podporucznik, który zerka na nią przymrużonym okiem. Może on mógłby coś pomóc? Tylko nie trudno się domyślić, czego by w zamian zażądał. Przypomina się stary wierszyk: "Ewy, jesteście bez winy, jeno mężczyźni same skurwysyny!" Bieda z biedą w parze idą, chciało się płakać. "Jeśli mnie zaczepi, zgodzę się zostać jego kochanką, byleby ujrzeć zielone brzegi Persji. Nieprawdopodobnie to brzmi. Zielone brzegi Persji".<br>- Zmartwienia? - zagadnął przechylając się w jej stronę od sąsiedniego stolika.<br>- Ciekaw pan moich zmartwień?<br>- Bardzo. Można się przysiąść?<br>- Pan wybaczy. Spodziewam się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego