się złożyła skrojony już materiał, westchnęła i wyszła z nami na podwórze.<br><br>Polina skrzyknęła Raisę, Rafę i Borię, po czym przez dziurę w parkanie wyleźliśmy na łąkę i ruszyliśmy w kierunku lasu. Raisa co chwila z przyzwyczajenia podskakiwała na jednej nodze, Rafa z siatką uganiał się za motylami, a Boria, ślamazarny i trochę niedorozwinięty, rymował wciąż bez sensu i plótł głupstwa, które złościły Polinę.<br><br>Szliśmy wąskim pasem łąki pomiędzy mokradłami. Po obu stronach wydeptanej ścieżki roiło się od polnych kwiatów. Taka była ich różnorodność, że Raisa, która kompletowała zielniki i miała piątkę z przyrody, nawet polowy z nich nie umiała nazwać