w barze, w którym dawano jeść dość podle, więc żeby przełamać szarzyznę barowych posiłków i monotonię kisielu, który pochłanialiśmy wiadrami, wymyśliłem kulinarne wtorki - snuje opowieść Piotr Najsztub - i co tydzień przyrządzałem dla nas jakąś dziwną potrawę. Pstrąga w piernikach albo cukierki z żeberek... Gotowanie tak go wciągnęło, a potrawy zyskały sławę, że przez jakiś czas urządzał nawet przyjęcia na zamówienie, najczęściej dla przyjaciół, a to z okazji ślubu, to znowu chrzcin.<br>- Akurat byłem wtedy przez rok na diecie wegetariańskiej - wspomina z uśmiechem - a wiadomo, że na tego typu uroczystości ludzie chcą dań mięsnych, których nie brałem do ust, więc nie mogłem