Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wyciągnęła bose stopy. Od czasu do czasu zadzierała spódnicę i wachlowała się nią. Wtedy migały mi jej białe, gładkie kolana.

Spoglądałem na nią spod oka i milczałem. Po skórze przebiegały mi dziwne dreszczyki.

- Dlaczego nic nie mówisz? - spytała Kazia. - Pewnie jesteś głodny. Na obiad będzie dziś zupa wiśniowa, pierogi ze śliwkami i lody. Wszystko na słodko! Aliosza jest okropnie mięsożerny, a ja mogłabym cały dzień jeść lody i ciastka. Szkoda, że Aliosza nie jest cukiernikiem! Chodźmy!

Gdy zbliżaliśmy się do letniska, nagle zza krzaków z dzikim wyciem i wrzaslkiem wyskoczyły bliźniaki. Obaj chłopcy byli w marynarskich bluzkach; na gławach mieli indiańskie
wyciągnęła bose stopy. Od czasu do czasu zadzierała spódnicę i wachlowała się nią. Wtedy migały mi jej białe, gładkie kolana.<br><br>Spoglądałem na nią spod oka i milczałem. Po skórze przebiegały mi dziwne dreszczyki.<br><br>- Dlaczego nic nie mówisz? - spytała Kazia. - Pewnie jesteś głodny. Na obiad będzie dziś zupa wiśniowa, pierogi ze śliwkami i lody. Wszystko na słodko! Aliosza jest okropnie mięsożerny, a ja mogłabym cały dzień jeść lody i ciastka. Szkoda, że Aliosza nie jest cukiernikiem! Chodźmy!<br><br>Gdy zbliżaliśmy się do letniska, nagle zza krzaków z dzikim wyciem i wrzaslkiem wyskoczyły bliźniaki. Obaj chłopcy byli w marynarskich bluzkach; na gławach mieli indiańskie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego