Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
godziny.

Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.

- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!

- Kiedy nic nie ma, proszę pani!

- No to chociaż kawałek cukru...

Wieczorem, kiedy leżałem już w łóżku, Kazia uchyliła drzwi. Ale tym razem nie weszła do pokoju, tylko rzuciła od progu:

- Zgaś świecę, żeby nie było pożaru. Dobranoc.

- Nie zgasze, niech pani sama zgasi...

- Figa z makiem! Dobranoc... - powiedziała i
godziny.<br><br>Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.<br><br>- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!<br><br>- Kiedy nic nie ma, proszę pani!<br><br>- No to chociaż kawałek cukru...<br><br>Wieczorem, kiedy leżałem już w łóżku, Kazia uchyliła drzwi. Ale tym razem nie weszła do pokoju, tylko rzuciła od progu:<br><br>- Zgaś świecę, żeby nie było pożaru. Dobranoc.<br><br>- Nie zgasze, niech pani sama zgasi...<br><br>- Figa z makiem! Dobranoc... - powiedziała i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego