znów do ogrodu i usiedliśmy przy ustawionych pod wyniosłymi drzewami stołach, gdzie czekał na nas podwieczorek: spory kawał drożdżowego ciasta i płat melona o cudownie kremowożółtej barwie, przypominający mi owoce z Uzbekistanu, ze sztucznie nawadnianych pól, melony, które odzywały się dźwięcznie, gdy ścisnęło się je dłońmi, spływające po rozkrojeniu lepką słodyczą soku, a wiadomo, że melony w Esfahanie są niezrównane w smaku,<br>i wtedy powiedziałem do Albina i Kuby cicho, aby nikt prócz nich dwóch nie mógł mnie usłyszeć:<br>- Zaraz po kolacji znikam na wiele godzin... Mogę wrócić dopiero rano... - i wyprzedzając ich pytania, dodałem: - To sprawa osobista. Muszę iść sam