przebywam zalękniony, bo lęk, ten paskudny zapach potu, zdradzi mnie na pewno, to wewnętrzne na dnie dygotanie, drżenie, zdradzi mnie absolutnie wszędzie. <br>Uciekałem więc, biegłem coraz szybciej pod górę, wpadałem półżywy w czyjeś objęcia, ramiona gotowe mnie przyjąć, tam w naszym budynku wszystkie ramiona były gotowe przyjąć każdego z nas, słynęły z tego, że przyjmowały naszą marnotrawność i złudzenia z ojcowsko-matczyną cierpliwością, aplikowały od razu w ramię jednorazową dawkę relanium czy innego świństwa i zanosiły do pokoju jak pościel do zmiany.<br>To, co się uda zrobić dla siebie, zawsze się traci. Nikt już do nas z tamtego czasu nie wraca