namiotów. Rozglądał się, a nuż spotka ciotkę i trochę się z nią pośmieje. Zosię, odkąd przywdziała mundur, widywał z rzadka, bo miała mnóstwo zajęć w sztabie i kwaterowała ze swoją kompanią. Gdy zaglądała do ich lepianki, przynosiła zawsze smakołyki w żołnierskim chlebaku, choćby puszkę skondensowanego mleka, które było słodkie i smakowało jak miód, albo taki niezwykły przysmak z samych witamin, co zwał się "bovril", wielu zdechlaków ratował!<br>Przywykłszy do swobody źle się czuł, gdy trafił do szkółki polskiej, wiercił się na ławce i marzył o burzy albo deszczu, który by na cztery wiatry całą szkołę rozpędził, bo siedzieli pod gołym niebem