Dziadzia wycedził z fajeczką w ustach:<br>- Atak neurastenii.<br>- Gdzie tam neurastenii, facet bawi się w rózgę społeczną. Znalazł się Skarga, psiakrew - idiota, trzeba było mu po pysku dać.<br>- Ależ, panie Zygmuncie, dlaczego zaraz tak ostro, podenerwowany był.<br>Olaf począł bronić Klimka:<br>- Moi drodzy, swoją drogą dużo słuszności było w tym - smarkaczowskim może nieco - wybuchu. Wasza nonszalancja jest rzeczywiście czasem przykra. Zachowujecie się tak, jakbyście osiągnęli już swą klasę. Stańcie się lepiej dobrymi pisarzami niźli materiałem na geniuszów, jakim teraz być chcecie.<br>Występ Klimka zepsuł humory. Dziadzia wstał i począł się żegnać. Lucjan i Zygmunt też wychodzą. Do widzenia, do jutra, pani