kontrolującej salę kamery, wszystko było tam takie nowoczesne. No i zobaczyłam - twarz spuchnięta, posiniaczona, włosy zlepione krwią w kołtun. Tuż nad piersią sterczała rura jak do pralki, wbita we mnie i podłączona do jakiegoś mlaskającego co chwilę urządzenia pod łóżkiem, które ściągało mi płyn z płuc. Myślałam, że umrę ze śmiechu... bo nic innego mi już nie pozostało. Później dowiedziałam się, że amerykańskiej aktorce wprowadzono taką rurę pod pachą, żeby nie miała widocznej blizny, ale ze mną nikt się nie cackał... <br>Za to wytwórnia filmowa wywalczyła osobny pokój, specjalnego kucharza, potem luksusowe sanatorium. Czuli się winni. Ale odszkodowania żadnego do dziś