poręczy. Oczy w konarach sosen, wysokich, masztowych. Teraz już głowy ich w czubach puszystych, dziurawiejących... otwartych naraz na... niebo i na morze! <br>Olśnienie onieśmielające, ale i zmęczenie. Oparci o poręcz, słyszą, jak serce nadal się tłucze, jak stara się zapomnieć o szczeblach w obliczu jasnych wysokości. <br>Odsłonięty widzą horyzont oni, śmiertelnicy. Obnażony tak niespodziewanie, że czasu im brak i głosu w ustach, by nazwać zatokę z turkusowych łusek i mierzeję z piasków ceglastych, z których biała latarnia sromotnik na sztorc! <br>Aż słychać ich dychanie, jak tak stoją na bocianim gnieździe. Hans obróci głowę w stronę Polaka. <br>- Vielen Dank, Herr Doktor... <br>Tamten