Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Kobieta i Życie
Nr: 20
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1972
Dzisiaj się jest na tym stanowisku, jutro na innym.
Ojciec tylko mu przytaknął. Weszła matka z tacą (...) której stały szklanki z herbatą, jakby dla zmylenia czujności naszych krewnych. Potem wyszła i znów weszła i zaczęło się: kanapki ze śledziem, śledzie na półmiski pokrojone i całe, śledzie z kartoflami, śledzie ze śmietaną i śledzie w oliwie.
- Wyobraźcie sobie - powiedziała przy tym matka - że są śledzie. Dwa miesiące nie było, a tu nagle są.
- Co śledzie? - zapytał pan Jankowski, mrugając oczami.
- A właśnie, że śledzie - powiedziała przekornie matka - śledzie z naszego morza.
- Śledzie - jęknął pan Jankowski.
- A co, pan nie lubi?
- Nie, mogą
Dzisiaj się jest na tym stanowisku, jutro na innym.<br>Ojciec tylko mu przytaknął. Weszła matka z tacą (...) której stały szklanki z herbatą, jakby dla zmylenia czujności naszych krewnych. Potem wyszła i znów weszła i zaczęło się: kanapki ze śledziem, śledzie na półmiski pokrojone i całe, śledzie z kartoflami, śledzie ze śmietaną i śledzie w oliwie.<br>- Wyobraźcie sobie - powiedziała przy tym matka - że są śledzie. Dwa miesiące nie było, a tu nagle są.<br>- Co śledzie? - zapytał pan Jankowski, mrugając oczami.<br>- A właśnie, że śledzie - powiedziała przekornie matka - śledzie z naszego morza.<br>- Śledzie - jęknął pan Jankowski.<br>- A co, pan nie lubi?<br>- Nie, mogą
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego