kroków ode mnie, z opuszczonymi rękami, jakby była moim odbiciem w lustrze, ale odbiciem z odległej przyszłości. Była już bardzo stara, musiała mieć więcej niż siedemdziesiąt lat. Płakała i łzy lały jej się po policzkach, kapały z brody, ale wydawało mi się, że w jej oczach widzę więcej przerażenia niż smutku. W pewnej chwili spojrzała na mnie i ten strach zniknął, uśmiechnęła się ciepło. Koszmar, który ją dopadł, właśnie uleciał. Wytarła oczy. To było tak, jakbyśmy się nakryły nawzajem na jakimś grzesznym postępku, obie zawstydzone tym, co się stało. Po chwili odeszła, ale nie w kierunku sceny, tylko w druga stronę