podał chleb zmarzniętemu garbuskowi.<br>Ten poprawił węzełek pod lewą pachą, zdusił garściami kromkę i łapczywie jak pies począł rwać i łykać.<br>Ksiądz, pogrążony w jakichś radosnych, ckliwych planach, c iągle stał i patrzał na głodnego niepozornego garbuska, który jadł, dyszał ciężko i pociągał nosem jak dziecko.<br>Z mieszanymi uczuciami wstydu, smutku i żalu, narzucającego się z nieodpartą siłą, zapytał: - Co chciałbyś za swoją służbę? Hę? - Tak... aby żyć.<br>Na to oświadczenie ksiądz uznał się za pokonanego, ale jeszcze raz spojrzał w oczy przybysza i odsadziwszy wargę z przyklejonym do niej papierosem, rzekł gburowato: - No to zostań. Zobaczymy, co za żu k