Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
rzucił się przed matką na kolana i zadeklamował z patosem:

Lubię burzę w początku maja...

Po czym zerwał się z kolan łapiąc w powietrzu spadające binokle, objął matkę i ciągnął dalej:

- A teraz nie maj, tylko wrzesień, Eleonoro Karłowna, ósmy dzień wrżeśnia... Godzina dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się pani zlitować nad biednym wdowcem... A zresztą - dodał ze smutkiem w głosie - zresztą... dzisiaj się rozstajemy... Kto wie, czy nie na zawsze. Niestety, droga pani. Popołudniowym pociągiem wyjeżdżam z Sieriożą do Witebska... A tu - taki nastrój... Serce się kraje...

Matka przepadała za Jurczenką
rzucił się przed matką na kolana i zadeklamował z patosem:<br><br> Lubię burzę w początku maja...<br><br> Po czym zerwał się z kolan łapiąc w powietrzu spadające binokle, objął matkę i ciągnął dalej:<br><br>- A teraz nie maj, tylko wrzesień, Eleonoro Karłowna, ósmy dzień wrżeśnia... Godzina dziewiąta rano... A ja jeszeze nie jadłem śniadania... Moja Agrafiena nie kupiła cukru... Mogłaby się pani zlitować nad biednym wdowcem... A zresztą - dodał ze smutkiem w głosie - zresztą... dzisiaj się rozstajemy... Kto wie, czy nie na zawsze. Niestety, droga pani. Popołudniowym pociągiem wyjeżdżam z Sieriożą do Witebska... A tu - taki nastrój... Serce się kraje...<br><br>Matka przepadała za Jurczenką
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego