wpół rozwalonej kapliczce.<br>Następnego dnia wędrował przez pola, starając się nie zboczyć z drogi. Było to raczej poszukiwanie pożywienia niż wędrówka. Właził na drzewa upatrując gniazd ptasich; w jednym znalazł kilka jaj, a w dziupli wiewiórczej trochę orzechów. Rwał młode pędy traw i wysysał, gryzł brązowe, gorzkie żołędzie. Po południu spał kilka godzin, a gdy zmierzch zapadł, wyszedł na Via Appia. Wlókł się całą noc powolnym, zmęczonym krokiem. Szarzało już, zatrzymał się, by zdecydować, po której stronie szukać schronienia. Nagle do uszu jego dobiegł tupot licznych nóg i śpiewy. Pospiesznie skierował się na prawo, gdzie rosły jakieś rozłożyste krzewy. Zaledwie przebiegł