kwiaty,<br>czy mróz, czy mróz, dziecino?<br>Nie, to rączuchną dla ciebie, żabuchno,<br>starosta ze starościną;<br>srebrzyste prążki, listki, gałązki<br>dla ciebie, dziwna dziecino.<br><br>A któż te śliczne zawiesił sople<br>za oknem u okapu?<br>Czy może także mróz niedobry<br>swą fantastyczną łapą?<br>Nie, moje złoto, to referenci,<br>podkierownicy, nadasystenci<br>nocą nie spali, hurra! wołali,<br>sople poprzyklejali.<br><br>Hej, tam w Warszawie jest pan minister<br>siwy i taki miły,<br>przez okno rzuca spojrzenia bystre,<br>bo chce, by dla ciebie były<br>zimą sopelki, śniegi i lody:<br>wszystkie zimowe wygody.<br><br>Jeżeli tedy sanki usłyszysz<br>i dzwonki ich tajemnicze,<br>wiedz: to minister w skupionej ciszy<br>nacisnął taki