Typ tekstu: Prasa
Tytuł: CKM
Nr: 6
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1998
sobie: wreszcie jakaś pomoc. Ale gdzie tam. Helikopter zatacza kółko i odpala rakietę prosto na nas. Potężny wybuch zwala z nóg kilku ostatnich żywych. Tylko ja jakimś cudem pozostaję nie tknięty. To chyba koniec.
Tyłek kurczy mi się do rozmiarów orzecha, tak samo gardło. Ze strachu po prostu robię w spodnie. Dookoła świst kul. Sam nie wiem, czemu żadna mnie nie trafia. Siedzę na kupie gruzu, pośród stosu trupów. To prawdziwy kryzys. Nie mam pojęcia jak stąd zwiać. W pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że to wszystko na darmo. Że po prostu muszę umrzeć.

Zawsze na końcu
Zupełnie jak w głupich
sobie: wreszcie jakaś pomoc. Ale gdzie tam. Helikopter zatacza kółko i odpala rakietę prosto na nas. Potężny wybuch zwala z nóg kilku ostatnich żywych. Tylko ja jakimś cudem pozostaję nie tknięty. To chyba koniec.<br>Tyłek kurczy mi się do rozmiarów orzecha, tak samo gardło. Ze strachu po prostu robię w spodnie. Dookoła świst kul. Sam nie wiem, czemu żadna mnie nie trafia. Siedzę na kupie gruzu, pośród stosu trupów. To prawdziwy kryzys. Nie mam pojęcia jak stąd zwiać. W pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że to wszystko na darmo. Że po prostu muszę umrzeć.<br><br>Zawsze na końcu<br>Zupełnie jak w głupich
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego