Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
lewą ręką.
Wokół szedł koncert mlaśnięć.
Wolałbym być głuchy, gdyż nie cierpię ciamkania.
Nawet wygląd moich współtowarzyszy, rozczochranych, niechlujnych, cuchnących, nie odstręczał mnie tak jak to gremialne chlipanie.
Na martwych twarzach błogość - jeśli się pojawi, niesamowite czyni wrażenie.
Patrzyłem na nich obcy, wcale nie zbratany, inny, niezależny i na swój sposób wolny!
Ani mi w głowie nie postało, że sam jestem rozczochrany - nie miałem przecie grzebienia - niechlujny, cuchnący, zarośnięty i że łączy mnie z nimi coś więcej niż ten sam pasiak i szynel z zielonej flaneli.
Był to niewątpliwie obóz jeńców z dawnej wojny, która poszła w zapomnienie, ale obóz przetrwał
lewą ręką.<br>Wokół szedł koncert mlaśnięć.<br>Wolałbym być głuchy, gdyż nie cierpię ciamkania.<br>Nawet wygląd moich współtowarzyszy, rozczochranych, niechlujnych, cuchnących, nie odstręczał mnie tak jak to gremialne chlipanie.<br>Na martwych twarzach błogość - jeśli się pojawi, niesamowite czyni wrażenie.<br>Patrzyłem na nich obcy, wcale nie zbratany, inny, niezależny i na swój sposób wolny!<br>Ani mi w głowie nie postało, że sam jestem rozczochrany - nie miałem przecie grzebienia - niechlujny, cuchnący, zarośnięty i że łączy mnie z nimi coś więcej niż ten sam pasiak i szynel z zielonej flaneli.<br>Był to niewątpliwie obóz jeńców z dawnej wojny, która poszła w zapomnienie, ale obóz przetrwał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego