Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
w wielkich oczach, w rozszerzonych
źrenicach.
Raptem zadrżały mu wargi, głowa, drżał na całym ciele pod
lśniącym czarnozłotym pasiakiem.
Twarz miał tak odmienioną, że zrobiło mi się niedobrze.
Sam poczułem raptowny lęk, pełznął od markiza i lepił się do
mnie.
Na moich oczach rosło coś potwornego, zgroza, której nie umiałbym
sprostać...
Porwałem go za ramiona i wołając potrząsałem z całych sił: -
Kogo pan masz na myśli? Lekarzy? Nasze pielęgniarki? Kogo pan masz na
myśli?!...
Oczywiście nie był w stanie mi odpowiedzieć.
Znalazł się w mojej mocy, gdyż ogarnął mnie, scherlałego, niesamowity przypływ
energii.
Tak nim trząsłem, że głowa markiza telepała się
w wielkich oczach, w rozszerzonych<br>źrenicach.<br> Raptem zadrżały mu wargi, głowa, drżał na całym ciele pod<br>lśniącym czarnozłotym pasiakiem.<br> Twarz miał tak odmienioną, że zrobiło mi się niedobrze.<br> Sam poczułem raptowny lęk, pełznął od markiza i lepił się do<br>mnie.<br> Na moich oczach rosło coś potwornego, zgroza, której nie umiałbym<br>sprostać...<br> Porwałem go za ramiona i wołając potrząsałem z całych sił: -<br>Kogo pan masz na myśli? Lekarzy? Nasze pielęgniarki? Kogo pan masz na<br>myśli?!...<br> Oczywiście nie był w stanie mi odpowiedzieć.<br> Znalazł się w mojej mocy, gdyż ogarnął mnie, scherlałego, niesamowity przypływ <br>energii.<br> Tak nim trząsłem, że głowa markiza telepała się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego