byli już w swojej diagnozie ostrożniejsi. Antoni W. nie był, ich zdaniem, wyleczony całkowicie, był już jednak niegroźny dla otoczenia. I jako taki, mógł z powrotem zamieszkać w rodzinnej wsi.<br>Dla Stanisława Sz. tego było za wiele. Wszędzie, gdzie tylko się dało, słał listy, że jego rodzina stała się ofiarą sprytnego i podstępnego zabójcy, który skutecznie udaje chorobę psychiczną. Pisał nawet do radia, do słynnej "Fali 56". Ale znikąd nie otrzymał pomocy.<br>Tymczasem Antoni W. jakby naprawdę stał się niegroźny. Żył sobie spokojnie z renty, znowu coś tam opowiadał w gospodzie o lotach na Marsa, ale ani nikogo nie podpalił, ani