wieku tchnąca naturalną świeżością. Podawała dłoń do ucałowania i z wielką uwagą zabierała się do jedzenia. Wspólne posiłki były nieustannym egzaminem pani domu, kucharki, współbiesiadników... Nieufnie przeżuwała potrawy, przez face-`a-main przyglądała się półmiskom, spozierała karcąco na dzieci, służbę, synową. <br>Lubiła także znaleźć się w tym pokoju, który właśnie sprzątano albo gdzie dzieci odbywały lekcje. Zarówno służba, jak nauczyciele w jej obecności popadli w nerwowe podniecenie, pracowali usilniej niż zwykle. Mimo to nigdy nie znajdowali w oczach Róży uznania. Na wszystko bowiem miała swoje własne sposoby, które - w momentach dobrej woli - wykładała, pilnie bacząc później, czy ściśle zostały zastosowane. Zdarzało