Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
wszystkim. Czekam. Gdybym miał automatyczną tratwę, rzuciłbym ją na wodę i odbezpieczył. Napompowanie mojej dinghy do stanu pływalności zajęłoby piętnaście minut. Piętnaście minut - chwytam się tej liczby - za piętnaście minut będę miał to wszystko już za sobą. Czekam...
Nie, niekoniecznie. Może będę pływał wierząc, że statek zauważywszy, iż rozbił jacht, spuści szalupę i będzie mnie szukać. Wtedy właśnie pokazuje się statek. Dokładnie za rufą, dokładnie tam, gdzie się go spodziewałem.
Wiem. Widzę. Czuję. Minie nas szczęśliwie o metry. Oddycham z ulgą. No, nie było aż tak strasznie. Dopiero gdy wynurza się z białości - bestia jest nie dalej niż jakieś 200 może
wszystkim. Czekam. Gdybym miał automatyczną tratwę, rzuciłbym ją na wodę i odbezpieczył. Napompowanie mojej dinghy do stanu pływalności zajęłoby piętnaście minut. Piętnaście minut - chwytam się tej liczby - za piętnaście minut będę miał to wszystko już za sobą. Czekam...<br> Nie, niekoniecznie. Może będę pływał wierząc, że statek zauważywszy, iż rozbił jacht, spuści szalupę i będzie mnie szukać. Wtedy właśnie pokazuje się statek. Dokładnie za rufą, dokładnie tam, gdzie się go spodziewałem.<br> Wiem. Widzę. Czuję. Minie nas szczęśliwie o metry. Oddycham z ulgą. No, nie było aż tak strasznie. Dopiero gdy wynurza się z białości - bestia jest nie dalej niż jakieś 200 może
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego