Typ tekstu: Książka
Autor: Parandowski Jan
Tytuł: Niebo w płomieniach
Rok wydania: 1988
Rok powstania: 1947
znikali
z oczu tak szybko, jakby w następnej chwili zamieniali się w maki rosnące po
dojrzałych łanach zboża. Przez opuszczone do połowy okno wpadał ciepły, aromatyczny
powiew lata. Pani Zofia rozkładała na serwecie smażone kurczęta, herbata była
w termosie, odkorkowano butelkę wina.
Teofil siedział nieruchomo w swoim kącie i nie spuszczał oczu z pęku róż, które
leżały na górnej siatce. Przyniosła je Alina; jej zjawienie się na dworcu było
arcydziełem.
- Co za niespodzianka! - zawołała natknąwszy się jakby przypadkiem na panią
Zofię, która stała przy walizach i patrzyła w okna wagonu, gdzie Albin z pomocą
tragarza szukał wolnego przedziału. - Państwo wyjeżdżają? dokąd
znikali <br>z oczu tak szybko, jakby w następnej chwili zamieniali się w maki rosnące po <br>dojrzałych łanach zboża. Przez opuszczone do połowy okno wpadał ciepły, aromatyczny <br>powiew lata. Pani Zofia rozkładała na serwecie smażone kurczęta, herbata była <br>w termosie, odkorkowano butelkę wina.<br> Teofil siedział nieruchomo w swoim kącie i nie spuszczał oczu z pęku róż, które <br>leżały na górnej siatce. Przyniosła je Alina; jej zjawienie się na dworcu było <br>arcydziełem.<br> - Co za niespodzianka! - zawołała natknąwszy się jakby przypadkiem na panią <br>Zofię, która stała przy walizach i patrzyła w okna wagonu, gdzie Albin z pomocą <br>tragarza szukał wolnego przedziału. - Państwo wyjeżdżają? dokąd
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego