jakiegoś mostu, a ja im mówię, żeby szli przez wodę. Niektórzy podciągają spodnie i idą. Jak już dojdą do połowy Dunajca, WOP-ista (dop. red. - straż graniczna) gwiżdże, żeby pokazali paszport. Wracają więc, a potem jeszcze raz wchodzą do rzeki. Normalnie wody jest z pół metra, ale jak na zaporze spuszczą, to stan się podnosi i taka przeprawa może być niebezpieczna. Ludzie głupki, to idą, ale kiedyś się ktoś utopi. To przejście to parodia - twierdzi parkingowy. - Ja samochód mam, to do Czerwonego Klasztoru jeżdżę przez Niedzicę, na piwo lub jakąś flaszkę - dodaje.<br><br><tit>Do rodziny i na przemyt</><br><br>Przez kilkadziesiąt ostatnich lat