Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
lęku. Chłonąłem go jak ktoś, kto nagle uświadomił sobie dręczące go pragnienie. Czułem, że tego było mi brak, że tego mi było potrzeba, że z tego pocałunku czerpię ożywczy napój, którego łaknąłem przez całe dotychczasowe życie. Gdy Kazia usiłowała wyrwać się, ścisnąłem ją macno za przeguby rąk i obaliłem na stóg.

- Puść! Co robisz? - szepnęła. - Oszalałeś!

Ścisnąłem ją jeszcze mocniej w obawie, że może mi się wymknąć.

- Puść... To boli...

Nie mogłem opanować drżenia rąk. Przylgnąłem do jej rozchylonych warg i gniotłem je pocałunkami bez opamiętania. Ziemia zapadała się, niebo zawirowało...

Kazia szamotała się, ale na próżno usiłowała uwolnić się z
lęku. Chłonąłem go jak ktoś, kto nagle uświadomił sobie dręczące go pragnienie. Czułem, że tego było mi brak, że tego mi było potrzeba, że z tego pocałunku czerpię ożywczy napój, którego łaknąłem przez całe dotychczasowe życie. Gdy Kazia usiłowała wyrwać się, ścisnąłem ją macno za przeguby rąk i obaliłem na stóg.<br><br>- Puść! Co robisz? - szepnęła. - Oszalałeś!<br><br>Ścisnąłem ją jeszcze mocniej w obawie, że może mi się wymknąć.<br><br>- Puść... To boli...<br><br>Nie mogłem opanować drżenia rąk. Przylgnąłem do jej rozchylonych warg i gniotłem je pocałunkami bez opamiętania. Ziemia zapadała się, niebo zawirowało...<br><br>Kazia szamotała się, ale na próżno usiłowała uwolnić się z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego