i bez przekonania zanurzały się w ziemi. I nic dziwnego, skoro potem, w kolejnym radiowym przemówieniu pułkownik zmienił zdanie i kazał nam, poborowym mężczyznom, już bez łopat, ruszyć "na wschód". Przez most Poniatowskiego szedłem wraz z tym milczącym tłumem, który w wyobraźni pułkownika miał się przeobrazić w armię rezerwową, a stał się skutecznym korkiem, który zakorkował dokładnie wschodnie arterie komunikacyjne Warszawy. I muszę przyznać, że ten "tupot tysięcy stóp" w mroku owej pamiętnej nocy nie budził we mnie tak budujących refleksji, jak w podpułkowniku Wacławie Lipińskim, który opisał go w swej "Wrześniowej obronie Warszawy": "...Wśród czarnych, głuchych ulic słyszało się szum i