na ustach, odtańczył jakiś zwariowany indiański taniec, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Szef kuchni w przekonaniu, że pan Waldek znajduje się w typowym delirium tremens, nie szczędząc mu wyzwisk, kazał się wynosić. Całkiem niepotrzebnie, bo łapiduch zorientowawszy się w pomyłce, wypadł na podwórko, krzycząc na całe gardło: <q>Alojz! Alojz!</><br>W takim stanie zastał go sanitariusz, który właśnie wsiadał do karetki.<br><q>- A mówiłem panu, panie Waldziu, żeby pan tyle nie pił</> - napomniał go łagodnie. Widząc jednak, że z łapiduchem dzieje się coś niedobrego, zrozumiał, że trzeba zmienić taktykę. Postanowił działać stanowczo.<br><q>- Czyś pan u diabła zwariował!? Przestań pan się wydzierać, bo jeszcze ludzie