A więc miałem wokół siebie przy rodzinnym stole gospodarzy: hrabiego, hrabinę, Miszę, starszego o cztery lata brata mego ucznia, moją znajomą z Warszawy - Mariuszkę, jej nieco młodszą siostrę, Katię, Seriożę i samowar. Najżyczliwiej dla mnie zachowywali się dwaj ostatni. Serioża najwyraźniej był uszczęśliwiony, że jego pedagogiem jest niewiele od niego starszy (siedem lat dokładnie) student nie wyglądający na nudnego pedagoga. Samowar zaś szumiał przyjaźnie, bo skłaniały go ku temu zarówno żażące się pod nim węgiełki, jak i przyjemność, jaką sprawia samowarom oddawanie kipiącego wrzątku do podstawianych filiżanek. To było zresztą moje pierwsze spotkanie z "żywym", działającym samowarem. W moim rodzinnym domu