profesor - myślałem - wyrwie z notesu trzy nazwiska byle jakie, na chybi-trafi. Choćby pierwsze, drugie, trzecie z kolei". Byłoby po mnie... Ale się prędko uspokoiłem. Poznałem od razu, że pan profesor ma listę gotową.<br>- Skąd wiedziałeś?<br>- Bo pan profesor wprawdzie przewracał szybko kartki, ale żadnego nazwiska nie czytał.<br>- Wężu! - zawołał staruszek niemal ze zgrozą. - Czytałeś we mnie jak w książce!<br>- Potem patrzyłem pilnie, gdy pan profesor pisał, i odetchnąłem. Jeszcze mogłem się mylić, ale już miałem połowę pewności. - I cóż z tego, że patrzyłeś na pióro?<br>- To, że pierwsze dwa nazwiska pisał pan profesor długo, stawiając wiele liter, a trzecie napisał