stronę kościoła Franciszkanów. Zygmunt wiedział, że takie chwile trwają stosunkowo krótko, więc biegł posłusznie w stronę światła, czując przenikliwe dreszcze, zapewne od chłodu i panującej w tunelu wilgoci. Ciuciubabka ze światłem nie dawała mu żadnej przyjemności. Miało być ekstatycznie, a tu rybka - ciemno, wilgotno i pusto, jeśli za pustkę uznać sterylną czerń z wydłubanym bielmem światełka pośrodku. "Ktoś tu z kogoś robi jaja" - pomyślał i tym bardziej się zawziął. Jeszcze bardziej przyśpieszył, zaczął gnać co tchu i z radością zauważył, że światełko zaczęło się powiększać. Powoli oczywiście, ale widocznie. Ruszył do decydującego starcia z przeznaczeniem. Poczuł, że przechodzi na stronę śmierci