powracał w nawiedzony świat swego dzieciństwa, który sądził, że opuścił na zawsze. <br>Pod wieczór Róża oprzytomniała i kazała zawieźć się do opery. Dawano "Butterfly". Jak zwykle, z całym entuzjazmem odniosła się do gmachu i do jego urządzeń i z całą wrogością - do otaczających ludzi. Rozjaśniona, oglądała marmury i lustra, plusze, stiuki, sklepienia... Co chwila zatrzymywała Władysia, by wskazać jakiś szczegół architektoniczny, jakieś martwe piękno... Czyniła to gestem pani domu, pysznej z własnych dostatków. Rozczulenie zaś płynęło z poczucia niespodzianka: nie była tu dotąd nigdy, nie obiecywała nawet przyjechać, a oto przygotowano dla niej tyle skarbów. Kto przygotował? Widocznie nie wierzyła, że