ostatnich zabudowaniach Fordonu. Ale dopiero teraz, kiedy odbywam ponownie na tych kartkach podróż dziecka, zostawiającego za sobą kraj dzieciństwa, na ten daleki widok niknącego domu na wzgórzu zatrzymuję pędzącego ku Warszawie Benza. Wysiadam z niego i wracam na chwilę tam, gdzie mogę jeszcze zastać i pożegnać zastygłe, niczym w filmowej stop klatce, wszystko, co wydarzyło się tam pomyślnego, pogodnego i niespecjalnie ważnego - "everything that's light and gay" - jak śpiewa Billy Holiday w ulubionej mojej piosence. <br> Idę kwitnącą już teraz czereśniową aleją, ale kiedy mijam wracającego właśnie z Wiednia brata z walizeczką, gałęzie jej są <br> już ciężkie od nabrzmiałych sokiem owoców, nad