nasz widok, niektórzy wołali za nami, gdzież to Bóg<br>prowadzi, lecz matka jakby gnana tym strapieniem, że święty Izydor, nie<br>święty Antoni, zdawała się nie pamiętać, że ludzie mogą nam tak samo<br>pomóc jak święci. I nawet nikomu nie posłała, szczęść Boże. Dopiero<br>gdyśmy doszli do łąk, jakby chcąc to strapienie wyrzucić wreszcie z<br>siebie, powiedziała:<br> - Święci i tak nie mają swojej mocy, tylko Pan Bóg musi im swojej<br>użyczyć. - I coś w niej zelżało. - Rozglądasz się chociaż? Rozglądaj<br>się, synu. Święci swoją drogą, a trzeba się i rozglądać.<br> Ośmieliło mnie to i spytałem:<br> - To po co, mama, są święci?<br> - Jak