Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
ich była gromada, gdyż zwieziono najrozmaitszych Polaków z okolicznych kołchozów i aułów, kazachskich wiosek. Niebem ciągnęły chmurzyska. Oni sami dojadali już chleb od Makara, a worki z sucharami okryli przed pluchą, czym się dało, trzymali na najczarniejszą godzinę. Nikt nie pomyślał, aby na tym zapadłym odludziu zaopatrzyć ich w ciepłą strawę. Prócz domku dróżnika, skąd snuł się dym, rozjazdu torów i starej rampy, na którą pewnie spędzano czasem barany, bo dużo bobków zostało i ślady racic, był tu szczery step...
Starszawy dróżnik, któremu groch na gębie młócono, kiwał głową, kiedy ich zwieźli podwodami o świtaniu, i zapewniał, że tylko patrzeć, "a
ich była gromada, gdyż zwieziono najrozmaitszych Polaków z okolicznych kołchozów i aułów, kazachskich wiosek. Niebem ciągnęły chmurzyska. Oni sami dojadali już chleb od Makara, a worki z sucharami okryli przed pluchą, czym się dało, trzymali na najczarniejszą godzinę. Nikt nie pomyślał, aby na tym zapadłym odludziu zaopatrzyć ich w ciepłą strawę. Prócz domku dróżnika, skąd snuł się dym, rozjazdu torów i starej rampy, na którą pewnie spędzano czasem barany, bo dużo bobków zostało i ślady racic, był tu szczery step...<br>Starszawy dróżnik, któremu groch na gębie młócono, kiwał głową, kiedy ich zwieźli podwodami o świtaniu, i zapewniał, że tylko patrzeć, "&lt;foreign&gt;a
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego