szósty dzień odkrywam, że w jednej z grup czyta się odcinkami na głos Reymonta: <q>"...Nikt nie dba, czy jadł, czy spał, czy jest chory, czy upał, czy zimno - tylko pada, podnosi się i idzie... Czuję, że w tej samej orbicie krążę, że ulegam przyciąganiu tego samego centrum... Dałem się porwać strumieniowi i płynę - dokąd? nie pytam, bo jest mi dobrze. Czuję, jakbym się coraz więcej zrastał z nimi... Nie jestem nawet wolą, jestem tylko pewną sumą mięśni, wprawionych w ruch i zautomatyzowanych... Kogóż tu można olśnić i czym, wobec hipnozy, jaką wywiera cel podróży? Będę chory, to mnie wsadzą na wóz