w białej bluzce z marynarskim kołnierzem, siedząca na moim bujanym koniu, to znów w białym lekarskim fartuchu,<br>a kiedy w mgnieniu przytomności otworzyłem oczy, ktoś w białym kitlu rzeczywiście się nade mną pochylał:<br>poznałem go, to potężnie zbudowany lekarz, Ormianin, doktor Melikian: obrócił mnie na brzuch, w jego ręku błysnęła strzykawka ze srebrzystą igłą i wbił ją w mój wypięty tyłek, i poczułem, jak wraz z lekarstwem po całym ciele rozpływa się uspokojenie: ulga nadchodziła niemal natychmiast,<br>zamknąłem oczy i znów pogrążyłem się w nieświadomości, która rozjaśniała się z wolna i powracały sceny z podróży do Teheranu, i nie wiedziałem, jak