gdy byłem już bliziutko niej, poczęła uciekać, zasłaniając się przede mną rozbryzgiwaną rękami wodą.<br> Dopędziłemją po paru krokach.<br> Odwróciłem twarzą do siebie i trzymając ją za łokieć, cal po calu przyciągałem do siebie.<br> Musiałem łamać jej opór, jak się łamie grzbiet sarny lub weselnego cielaka.<br> Woda, prawie ciepła, coraz bardziej stygła od jej ciała.<br> Jakoż gdy ją prawie przyciągnąłem do siebie, zdawało mi się, że pod jej skórą przesuwa się zadymka.<br> Ale trwało to króciutko.<br> Natychmiast po tej zadymce w jej ciele zatętnił rogowymi kopytkami rozbuchany na wiosnę źrebak.<br> Boże ty mój, święci pańscy, królowie niebiescy, ileż kłopotu miałem z tym