wyraz w porannych wymiotach, które wstrząsały jej ciałem, tak że nie mogła nawet myśleć o zjedzeniu śniadania. Napięcie towarzyszyło jej aż do ostatnich lekcji, choć w szkole nie manifestowało się już tak wyraźnie, można się go było tylko domyślać, patrząc na bielejące kostki jej zaciśniętych na ławce dłoni, gdy nauczyciel sunął palcem wzdłuż listy, by wyrwać kogoś do odpowiedzi. Joanna bała się, bo zależało jej na dobrych stopniach. To dzięki stopniom w szkole była kimś, więc o te stopnie musiała walczyć. Im zawdzięczała coroczne zadowolenie Heleny na widok świadectwa i własne przekonanie, że nie jest taka głupia, na jaką wygląda. To