lśniła jak gilza pistoletowa. W małym koszyczku z brązowej wikliny czekały dwie gruszki.<br>- Nie mam gatunkowej herbaty, przykro mi, mogę służyć jedynie tongą - powiedział Szyc. Wyglądało to tak, jakby wyrecytował poprzednio ułożony tekst. Nie zauważył grymasu Jassmonta, wyszedł i zaraz wrócił z dwiema szklankami bez koszyczków, w trzech czwartych napełnionymi surogatem herbaty, i z małą cukiernicą. W niej tkwiły trzy niklowe łyżeczki, jak z baru dworcowego. Przyjrzał się uważnie Jassmontowi, tymi oczyma w płaskim obliczu jakiegoś orientalnego bożka. Podając łyżeczkę, powiedział takim tonem, jakby wyjawiał tajemnicę życia: - Czy wie pan, że każdy papier dowolnej grubości można złożyć zaledwie siedmiokrotnie, w każdym