przyzwyczaić i którego sylwetkę rozpoznalibyśmy nawet pośród mroku, i zajmowaliśmy kolejno miejsca, najpierw pan Hadała, później inni koledzy, a na samym końcu my trzej, Albin, Felek i ja, oczywiście na szerokim tylnym siedzeniu, choć doskonale wiedzieliśmy, że wytrzęsie nas tam wprost nieludzko, ale lubiliśmy to oddzielenie od innych, pozwalające na swobodne zachowanie się: mogliśmy robić, co nam przyjdzie do głowy, nie zwracając uwagi innych kolegów, a przede wszystkim naszego surowego opiekuna,<br><gap reason="sampling"><br>Za oknami autobusu pustynia zmieniała się w słońcu, ziarenka piasku błyskały srebrnie przy drodze, a dalej wszystko zatapiało się w łagodnej czerwieni i piętrzyło tarasami, na których - po prawej stronie