Droga, rozjeżdżona kołami, skrzypiała piaskiem. Stopy trochę w nim grzęzły. Szli, pośrodku mężczyna, po bokach podtrzymujące go kobiety. Minęli przewróconą bramę, rumowisko cegieł, porzucone młoty i łomy, sprowadzony z powiatu dźwig. Resztki ocalonych drzew stały pod białym pyzatym księżycem, na czystym niebie wysoko migotały gwiazdy. Na ganku między kolumnami czerniała sylwetka Hani. Oparta dłonią o jedną z kolumn, czekała na ojca. Od jej nóg oderwał się półroczny już Atos i gnał na przywitanie Marty. Przypadł, skoczył łapami na ramiona i mokrym ozorem przejechał po słonej od łez i potu twarzy.<br>Granatowy, prosto od krawca garnitur. Idealnie zawiązana muszka. Włosy Tośka wygładzone