on, Dawid, wybrał poezję. Wyciąga pięknie oprawny kajecik, który wygląda z wierzchu jak tomik dziewiętnastowiecznej poetki... Czyta. To, czego się spodziewałem... Wiersz Dwie połówki pomarańczy podobał mi się najbardziej. Tu tęsknota znalazła jakąś lepszą stronę, pozostającą w normalnym życiu na uboczu, niezadowalającą się sentymentalną egzaltacją, która wszystko ubiera w pospieszną syntezę jak w krzykliwe, tandetnie uwodzicielskie ubranko... Drzemie w nim coś głębszego, przecież zobaczyłem to w jego ustach Kierkegaarda, okolonych gorzką bruzdą zarezerwowaną dla mrocznych, surowych przeżyć... Gdyby los inaczej nim pokierował, może udałoby się mu wywlec tę skrytą naturę na powierzchnię. A tak wynurza się tylko jak upiór<br> <page nr=193><br> chwilami, kiedy