Dawniej już na schodach zalatywało naftą i smażoną cebulą z pierwszego piętra, gdzie po numerach terkotały prymusy i bieda skwierczała, że strach! Niewymowna, dobrze ułożona, o wysokich aspiracjach. Bieda emigrantów i akademików. Wspomnienia tych, nadzieje tamtych tak samo słabą dawały okrasę temu, co się kładło na patelnię, lombard tak samo szacował ubranie tych i tamtych, więc na wspólnym korytarzu pogodnie wymijały się różne szlafroki i pidżamy, przepraszając się obujęzycznie za niewłaściwy strój - "Och, izwinitie, pożałujsta!" i "Ach, przepraszam najmocniej!" bo to była mimo wszystko szarmancka bieda.<br>Teraz nowy chodnik tłumił kroki. Pusty korytarz ział przepisową higieną za dwa siedemdziesiąt na dobę