pachniało już awokado z krewetkami, na patelni dochodziło do siebie <gap> (dla profanów: cielęcina w sosie tuńczykowym), w lodówce chłodziło się wino z Wenecji. Słowem, zwykła niedziela w przeciętnej polskiej rodzinie. Najlepsza z żon, która z przyczyn patriotycznych odmawia jedzenia czegoś, co nie przypomina kotleta, kończyła właśnie suchą bułkę.<br>Za oknem szalała wichura. Zadzwoniłem do Roszków - niech się pożywią przy moim gościnnym stole, w końcu i tak napiekło się więcej.<br>Nie było Roszków. Podobnie jak Kazików, Wacków, Edzia Obsta, a nawet osobistej siostry mojej żony - Julii. Do północy zostawialiśmy na ich automatycznych sekretarkach rozpaczliwe informacje.<br>Kiedy zrezygnowani kładliśmy się spać, a koty