oddechy pachnące korzennie. Chłopka spłoszyła się, próbowała obciągnąć spódnicę na chudej łydce, ale rzemieślnik podzwaniał jeszcze młoteczkiem.<br>- Tego nie da się zdjąć?<br>- Nie... Będzie strażnikiem skarbu, który na sobie nosi. Gdy im braknie pieniędzy, przyjdzie na tę ulicę, postawi nogę na stopniu, złotnik wybije nity lub przepiłuje bransoletę, rzuci na szalę i zapłaci. Nie za ornament, za dzieło sztuki, tylko za srebro. Na wagę. To jego zysk.<br>Kobieta spoglądała ogromnymi, wspaniałymi oczami wyraźnie zakłopotana, chłopi pomylili rachunek, jeden z nich pocierał kciukiem czubek dziobatego nosa. Złotnik uniósł rozlane cielsko i cienkim głosem kastrata zapraszał cudzoziemców, by raczyli wejść, obejrzeć ozdoby. Podniósł