i tak się zmarnuje, tego jestem absolutnie pewna.<br>Przekręciłam kluczyk. Wyskoczyłam z dwójki, coś szurnęło po dachu, po czym spadło, ale nie sprawdzałam, co. Przeleciałam przez bramę. Jakiś mały fiat uciekł przede mną w ostatniej chwili pod drzewo, ja przecisnęłam się, też w ostatniej chwili, między dwoma następnymi. Leciałam jak szalona. Przy lesie zatrzymałam się. Zgasiłam silnik, oparłam głowę o kierownicę, obojętna, że stoję połową kół w rowie.<br>- Wyciągnąć panią? - zawołał przejeżdżający starem kierowca.<br>Odmachnęłam, że ma dać mi spokój. Pojechał. A ja tkwiłam nadal, teraz już z nogami w rowie, oparta wygodnie o siedzenie. Miałam czas. Miałam za dużo wolnego