Wpadły na schodki, zatrzasnęły grube, heblowane drzwi. Nad nimi tupotały liczne kroki. Strzał, pojedynczy. Krzyk. Na palcach zsunęły się niżej. Było tu piwniczne okienko, szyba zabezpieczona kratą. Z twarzą przy twarzy patrzyły. Nogi. Dużo nóg w wojłokowych kapcach. Takie nosiło się w Warszawie kiedyś podczas wojennych mrozów. Elegantki nosiły nie szare jak te, ale białe, obszyte skórą, pomyślała Marta. Pośród wojłokowych cholew grube wojskowe buty. Para. I zaraz następna. Nad nimi spodnie feldgrau. Walonki prowadziły buty. Buty stanęły pod lipowym pniem, dwie pary. Powietrze rozdarł trzask salwy. I cisza, tak olbrzymia, że aż nieprawdziwa. Wstrzymały oddech. Nic, cisza trwała. Głosy oddalają