szosy, grzebiąc prawą gąsienicą w nie <orig>stajałym</> jeszcze śniegu, znajdzie w końcu przecinkę albo starą zrywkową drogę i umknie w prawo, by wspiąć się na płaski szczyt i zamiast po łuku pojechać po cięciwie.<br>No więc musi zdążyć przed zmierzchem. Po drodze nie spotka nikogo, przejedzie pięć potoków i o szarówce wjedzie do tego osiedla trzech baraków na końcu enigmatycznej drogi w środku lasów. Jeżeli to poniedziałek, mężczyźni dopiero się zjeżdżają, paradują w swoich odświętnych ubraniach, w garderobie pełnej naszywek, emblematów i napisów, których nie próbowali rozszyfrować, biorąc je za znaki elegancji. Dopiero pod wieczór tureckie, chińskie, tajlandzkie i jakie tam