którejś jesieni w Taganrogu, by obrzucić wzgardliwym spojrzeniem lekkomyślną Sophie, która niepomna krzywdy swego ojca-patrioty, nieświadoma jak gdyby owego noszenia na koromysłach wody z Tereku przez rodzoną matkę Anastazję, nieświadoma bodaj nawet tragedii męża - sieroty po napoleończyku zmuszonego do służby carowi, nieświadoma niczego chyba, co "poczciwe, i honorowi należne", szastała się po oficerskich klubach. <br> <gap> . I zamknęła się z ojcem w gabinecie. <br>Przed wieczorem wezwano Różę. Ojciec wyglądał chory. Może płakał? Miał żółte policzki, czerwone oczy. Ciotka oddychała szybko, nad jej brwiami błyszczały krople potu, prędziutko przesuwała złote serduszko - klamrę na łańcuchu od face-`a-main. Róży oznajmiono, że tante Louise